Z ostatniej rozmowy z klientem, sam początek Znajomości: „Michał, my kupiliśmy sobie taki analogowy aparat, Olympusa OM20, i chcielibyśmy żeby część materiału nim powstała. Zakochaliśmy się w analogowej fotografii…” – śmiałem się z nich serdecznie, z radością i sentymentem. Olympus OM20 to mój pierwszy w życiu aparat. Przeznaczenia nie oszukamy. Wyzwanie potężne, przy analogu każda cyfra to „idiot-kamerka” dająca niezadowność i duże możliwości. Ok – ale…
Jest we mnie bunt przeciwko cyfrowej przestrzeni. Taki egzystencjalny. Wirtualne znajomości, rozmowy, galerie zdjęć. Wirtualny ogień w „kominku”. A w fotografii idealne kolory, kłująca oczy ostrość, długie nogi i poprawiony biust. Analog nie wybacza błędów, wymaga od fotografa wiedzy, skupienia i pokory.
Naukę fotografii zaczynałem od kliszy. Sporo ich zepsułem :) Dla mnie przestrzenie fotografii analogowej smakują wyjątkowo. Obcowanie z metalowym, pięknie wykonanym aparatem. Adrenalina trudniejszych ustawień, technicznych zagwozdek – i brak natychmiastowego podglądu. Fotografia analogowa, nawet po zeskanowaniu oferuje zupełnie inną przestrzeń, jakąś trójwymiarowość obrazu. Nie do uzyskania cyfrowo – namiastką są manualne, stare obiektywy zapinane do cyfry.
No i w tym roku pojawiła się okazja – klient Marka Podolczyńskiego poprosił o materiał analogowy, jako dodatek do cyfrowego reportażu. Marka ogromnie cenię, wielką przyjemność sprawiła mi ta współraca – zresztą, zobaczcie Jego zdjęcia.
Analogową fotografię ślubną na pewno pociągnę dalej. Wyjątkowo pasuje mi ta aktualna „moda”. Pierwsze koty za płoty, już odkurzyłem średnioformatową Bronicę na najbliższy plener. Poniżej 36 klatek, które zupełnie nie znają się z cyfrową „obróbką”. Olympus OM2 spot-program, manualne obiektywy, ręczny naciąg migawki – lubię to!
Więcej opowieści (na razie cyfrowych) o miłości znajdziesz w PORTFOLIO
Dzięki!
Dodaj komentarz